Strona Główna /
Publikacje
WCZESNE TESTY NA PACJENTACH
CHORYCH NA RAKA
Testy na zwierzętach trwały, i nie wszystkie z nich kończyły
się powodzeniem. W testach toksyczności na przykład, wszystkie 10 z użytych
szczurów zdechło po upływie 6 godzin. Nie byłem tym jednak załamany, gdyż
uznałem to za pierwszy krok od żalu porażki, do szczęścia sukcesu. Tak właśnie
wtedy czułem. Czasami używałem swojego organizmu jako testowego obiektu
swoich własnych badań. Wkrótce potem, gdy moje testy na szczurach zaczęły
przynosić pewnie pozytywne wyniki, dowiedziałem się, że mój teść cierpi z
powodu raka żołądka, który przekształcił się w ostatnie stadium raka wątroby.
Kiedy lekarze orzekli, że pozostało mu już tylko jakieś 10 dni życia,
zdecydował, że chce bym wypróbował na nim swoje tabletki Tian Xian, które
jak już wspomniałem zaczęły przynosić pozytywne wyniki w prowadzonych
przeze mnie testach laboratoryjnych na zwierzętach. Udoskonaliłem również w
tym czasie formułę swojego leku, testując efekty różnych jego mieszanek na
własnym organizmie.
Gdy zostałem poproszony przez mojego teścia bym wypróbował
na nim swoje lekarstwo, byłem bardzo zaniepokojony o rezultaty swoich
eksperymentów, które nie zawsze były jeszcze całkowicie zadowalające. Moi
rodzice ostro sprzeciwiali się temu, bym wypróbował swój nowy lek na moim
chorym teściu. Moi sąsiedzi zaś uważali, że jestem oderwanym od realiów życia
człowiekiem, który całymi dniami oddaje się jakimś marzeniom i często
krytykowali mnie za właśnie taką, moją postawę. Czy to ludzkie, bym testował
swój lek na pacjencie w końcowym stadium choroby - pacjencie, który na
dodatek był ojcem mojej żony? Z drugiej strony zaś, patrząc w twarz swojego
umierającego teścia, przypominałem sobie twarz dziewczynki, która 10 lat
temu straciła swoją matkę. W końcu zdecydowałem, że podam mu moje tabletki
Tian Xian. Trzy dni później w ponurej atmosferze, odbył się pogrzeb
mojego teścia.
Niektórzy ludzie zaczęli o mnie mówić, że jestem
oszustem, jeszcze inni, że jestem wielkim grzesznikiem i patrzeć na mnie z
pogardą. Mój pięcioletni syn, był w szkole szykanowany przez kolegów, którzy
wyśmiewali go, że jego ojciec sprzedaje fałszywe leki. Często płakał
wracając do domu. Pocieszałem go ze łzami na twarzy poprzysięgając sobie w
duchu : Jeszcze wszystkim wam pokażę że mi się uda!
<<
poprzednia strona następna
strona >>
|